Ominę długą i wyczerpującą podróż i przejdę od razu do pięknej, górzystej i słonecznej Chorwacji. Chorwacja jest krajem pogodnych i niesamowicie towarzyskich ludzi, kamienistych plaż, cudownych widoków i doskonałego jedzenia. W kuchni Dalmacji można znaleźć wiele potraw z ryb i owoców morza, a mięsa przyrządzane są na ruszcie, więc nie są przesycone tłuszczem. Chętnie korzysta się z warzyw, aromatycznych ziół i bogatej gamy owoców. Całe chorwackie wybrzeże charakteryzuje się, więc zdrowym, zróżnicowanym i zarazem bardzo smacznym jedzeniem, o czym przekonałam się już po raz drugi.
Razem z rodzicami i bratem zamieszkałam w Breli, w apartamencie, z którego wystarczyło zejść przydługimi schodami i już było się na plaży (gorzej było z wchodzeniem pod górę...). Mieliśmy własną kuchnię, więc nie było problemu z przygotowywaniem posiłków i niecodziennie chodziliśmy do restauracji.
Codziennie za to wylegiwałam się na plaży, przegryzając przy tym gotowaną kukurydzę i doskonałe lody, od których nie udawało się odciągnąć mojego brata. Trochę pływałam, chociaż wolałam bieganie po idealnym do tego sportu deptaku, który ciągnął się jakieś 7 km wzdłuż brzegu. Spotykałam przy tym bardzo wielu biegaczy, nie to co w mojej małej wsi, gdzie gdy biegnę wszyscy się na mnie gapią... ;)
W ciągu tych dwóch tygodni nie tylko przebywałam w Breli jeździłam też na różne wycieczki, a jedną z nich był wypad do Omiš i wejście na starą piracką twierdzę.
Widoki nie do opisania, a góry zbyt monumentalne by można je było pokazać na zdjęciach tak, jakby się chciało... Po prostu trzeba to zobaczyć ona żywo. To tam także zjadłam pyszną lasagne z pomidorami, mięsem, pieczarkami i chrupiącym wierzchem.
Któregoś z kolejnych dni w centrum Breli spróbowałam doskonałego risotto warzywnego oraz delikatnych ciasteczek z marmoladą, które dostaliśmy na deser.
Już tęsknię za tym jedzeniem...
Niedługo część druga relacji z mojego wyjazdu, a w niej Trogir oraz to co z Chorwacji przywiozłam (a jest tego sporo ;)
Jest nam naprawdę cudnie, byłam w Chorwacji kilka lat temu :)
OdpowiedzUsuńwww.hellomaja.blogspot.com
ale tłuscioch
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie mogę nigdzie wyjeżdżać... Ech, ta kasa :)
OdpowiedzUsuńanonimowy - nie piszesz tego na serio prawda? o_o
OdpowiedzUsuńcudne zdjęcia - zazdroszczę Chorwacji, bo sama bardzo miło wspominam ;)
Mnie to (już) nie rusza, ale Anonimowy radziłabym uważać z takimi komentarzami, bo niektóre dziewczyny (jak ja kiedyś) mogą się czymś takim naprawdę zdołować, bo np. niedawno wyszły z obsesji na temat swojego ciała (ja) i były na granicy anoreksji (ja)...
OdpowiedzUsuńps. Noszę rozmiar XS. Szkoda mi cię i z jednej strony cię rozumiem. Trudno wyjść z tego bagna, ale lepiej spróbuj, a nie wciągaj do niego innych.
Fajnie, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne :) Czekam na drugą część relacji i nowe przepisy :)
Anonimowy ( ten od tłuściocha )mam taką propozycję... może następnym razem się podpiszesz, żebyśmy wszyscy wiedzieli, kto jest taki odważny i idealny jak ty?
OdpowiedzUsuńChorwacja!
Słońce i... ta kuchnia, ach.
Owoce morza mogłabym jeść bez końca. ;)
slyvvia, w jaki sposób udało Ci się wyjść z tej obsesji?
OdpowiedzUsuńDuży wpływ miał na mnie zeszłoroczny wyjazd nad morze i na mazury z całą rodziną, gdzie nie miałam kompletnie wpływu na to co będę jadła. Teraz, po Chorwacji już mogę stwierdzić, że uzyskałam luz w jedzeniu. Np. nie ważę już dokładnie składników, tylko daję je na oko. Postanowiłam też, że bez sensu ograniczać się do "pełnoziarnistych" i "pełnowartościowych", nie mam zamiaru z nich rezygnować, ale skoro moją pasją jest także pieczenie używać będę białej mąki bez wyrzutów sumienia, ponieważ ze zdrowych (w moim przypadku przez długi czas "chorych" i obsesyjnych) składników nie zawsze można osiągnąć pożądany efekt. Myślę, że w końcu się uwolniłam, chociaż tego nigdy nie jest się do końca pewnym. Dalej czasami, choć rzadziej, nachodzą mnie wątpliwości... Czy aby nie jestem za gruba? Czy aby nie jem za dużo? Z czasem to przechodzi...
OdpowiedzUsuńKurczę rozumiem Cie w milionach % bo ja niestety przechodzę to bagno i trudno mi z tego wyjść i pewnie po takim komentarzy bym dostała paniki i w ogóle więc ten anonim niech się wstrzymają z takimi komentarzami.
OdpowiedzUsuńSlyvvia, jak zobaczyłam twoje zdjęcie - to pomyślałam: chudzinka; - zupełnie nie masz co się przejmować idiotycznymi komentarzami, które z prawdą nie mają nic wspólnego
OdpowiedzUsuńtak trzymaj - zdrowa mąka pozatym nie jest niezdrowa, może mniej wartościowa od orkiszowej, ale napewno nas nie zabije
zdrowe odżywianie to nie tylko białko, węglowodany złożone i nnkt, ale także pozwalanie sobie na przyjemności a przede wszystkim dobre czucie się ze sobą i zdrowie psychicznie ;)
Pierwszy raz komentuje. Skłoniła mnie moja radość z powodu Twojego powrotu. Mam Twojego bloga w ulubionych, ale oprócz niego są też inne blogi w których szukam inspiracji na zdrowe potrawy. Niestety, żaden nie przypadł mi tak do gustu jak Twój. Z żadnego też nie wykonałam prawie wszystkich przepisów-tylko do Twojego wracam codziennie i szukam nowych pomysłów. Masz proste, łatwe, szybkie w przygotowaniu dania, które jednocześnie są bardzo smaczne. Od Twojego wyjazdu szukałam pocieszenia u innych, ale nie znalazłam:-) Z ulgą zatem i uśmiechem na ustach czytam dzisiaj nowy post i jestem szczęśliwa, że znowu mogę zaczynać dzień z porannymiinspiracjami i makaronem...:) Czekam z niecierpliwością na dalszą relację z podróży (szczerze zazdroszczę!) i nowe dania! Pozdrawiam mocno.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś i czekam na nowe przepisy! ;)
OdpowiedzUsuńA Chorwacja i tamte strony.. ach ubóstwiam ;)
A do anonimowego: widać, że masz kompleksy ;]
Witam ponownie! :) Cieszę się, że wyjazd udany. Zdjęcia bardzo ładne i ty też ślicznie wyglądasz :)
OdpowiedzUsuńAnonimami nie ma co się przejmować.
Pozdrowienia ze słonecznego Luxemburga! :)
Fajna relacja. Ja już nie długo wyruszam, ale na Istrię. Mam nadzieję, że też będę miała takie fajne wspomnienia:)
OdpowiedzUsuńSylwia, wiem co przeszłaś. jeszcze rok temu byłam chudzinką spędzającą pół dnia na myśleniu, co by tu zjeść...powrót do "normalności" trwał długo....od tego czasu przybyło mi sporo kg. ale to nie miejsce, żeby o tym rozmawiać.
OdpowiedzUsuńw ogóle to masz świetną figurę. ani nie za gruba, ani nie za chuda :) zazdroszczę tych widoków, jedzenia, opalenizny...poznałaś jakiegoś przystojnego Chorwata? :)
Slyvvio, zazdroszczę Ci. Nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę. Przede wszystkim figury. Jej, jak ja chciałabym mieć takie (!!!) ciało. I zazdroszczę Ci, że udało Ci się z tego bez szwanku wygrzebać. Ja nie potrafię.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi kiedy patrzę na siebie, ale nie mam tyle siły co Ty, żeby walczyć.
Zazdroszczę, że umiesz się zmusić do tego codziennego biegania. W terenie to co innego niż na bieżni (na bieżni to i pół godziny kiedyś biegałam po nartach), jest dużo trudniej. Kiedy ja próbowałam zacząć treningi (zaliczyłam dwa podejścia), to po 2,5 - 3 km (po jakichś 15 - 20 min), gdy wracałam do domu, stwierdzałam, że "nigdy więcej". A próbując ćwiczyć w domu mam wrażenie, że nic to nie daje.
Przepraszam za taką prywatę.
A tak poza tym, to na pewno spędziłaś cudowne wakacje, ja też pojadę w tym roku do Chorwacji. Piękne zdjęcia! Już nie mogę się doczekać kąpieli w morzu, wygrzewania na słońcu, jedzenia pysznych potraw i radosnych wieczorów w gronie rodziny i znajomych! :)
Podziwiam, że ciągle masz tyle siły! :>
cudna relacja ;)
OdpowiedzUsuńWspaniała relacja! Zobaczyłaś piękny kawałek świata - cudownie jest napawać oczy takimi widokami.:)
OdpowiedzUsuńWiem, że minęło jakieś tysiąc lat od tego posta... Jednak muszę napisać, że masz piękne nogi! Oddawaj ;)
OdpowiedzUsuń