Dużo mam zaległości, na blogach i nie tylko. Chyba potrzebowałabym drugiej siebie, żeby starczyło mi wakacji na to wszystko, co mam zaplanowane...
Celem kolejnej mojej wycieczki była twierdza Klis, znajdująca się niedaleko, a praktycznie nad, dużym miastem Split.
Odwiedziliśmy także Mostar, znajdujący się w Bośni i Hercegowinie, gdzie jeszcze całkiem niedawno trwała wojna domowa. Może i atmosfera nie do końca pewna, a most nie Stary, ale odbudowany i otwarty dopiero w 2004 roku, ale widoki cudowne i ten niesamowity kolor rzeki...
W Mostarze zjadłam też najlepszą w moim życiu rybę z grilla, chociaż ziemniaki podane z nią na talerzu nie bardzo mi smakowały. Na szczęście osobno dostałam dużo warzyw i doskonały, jeszcze ciepły, lekki chleb z chrupiącą skórką. Smak - nie do podrobienia. Całości cały czas przyglądały się trzy koty, które osaczyły mnie kiedy otrzymałam danie ;)
Jednak nie trzeba było nigdzie wyjeżdżać, bo nawet zostając w samej Breli można było zobaczyć rosnące na drzewach granaty, zjeść doskonałe dania z nad brzegu Adriatyku, najsłodsze arbuzy i rozkoszować spokojem z dala od gwaru i ciągłego szumu miasta. No i, jak już wspominałam w poprzedniej części, doskonałe warunki do biegania.
Z Chorwacji przywiozłam wiele rzeczy. Są to miody: wielokwiatowy, z figami oraz szałwiowy, mieszanka suszonych i kandyzowanych owoców, oliwa z oliwek, dżem figowy, sok mandarynkowy, suszone figi - wszystko to domowej roboty. Kupiłam też kolorową szmacianą torbę, czekoladową granolę, pyszne pełnoziarniste ciastka firmy Grancereale, powidła śliwkowe oraz dwa masła orzechowe, które w Chorwacji są o wiele tańsze niż u nas, rodzice sprawili sobie jeszcze kilka regionalnym trunków, zabraliśmy też dużego arbuza i melona. Od właścicielki domu, w którym mieszkaliśmy otrzymaliśmy doskonałe ciasta domowej roboty - lekką strudlę z owocami i ciężkie brownie z gęstym kremem czekoladowym. Przed wyjazdem poprosiliśmy jeszcze o liście laurowe, których całe wielkie krzaki rosły w ogrodach.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy do, ukochanego przez nas i odwiedzonego dwa lata temu, Trogiru, gdzie, na zwykłym targowisku zjadłam najlepszą pizzę jaką kiedykolwiek miałam okazję próbować... Na samo wspomnienie robię się głodna. Będę z całych sił próbowała odtworzyć smak tego cudownego ciasta, więc mój brat będzie się cieszył, bo w domu będzie częściej gościła domowa pizza. Mam nadzieję, że kiedyś wyjdzie.
Potem była tylko długa podróż samochodem z kilkoma postojami i cappuccino na stacji benzynowej. Takim oto sposobem znalazłam się spowrotem w mojej małej mieścinie na śląsku, gdzie mnóstwo zieleni, ale jednak biegać nie ma gdzie...
Już niedługo nowe przepisy, no i kupiłam drożdże, na pizzę ;)
NIby już ci lepiej, a od razu po niemiłym komentarzu, wstawiasz zdjęcie swojej sylwetki. Chcesz udowodnić, że jesteś szczupła? Fajnie. Ja tu widzę falsz ;]
OdpowiedzUsuńCałość miałam przygotowaną już wcześniej. Ja tu widzę zbieg okoliczności :]
OdpowiedzUsuńO, jesteś ze śląska? :) Jakoś nie zarejestrowałam na początku. ;)
OdpowiedzUsuńNa tych zdjęciach jest tyle słońca, zieleni, energii, że chcę od razu porzucić moją szarą, duszną, zadymioną metropolię i odpocząć tak na prawdę gdzieś, gdzie jest zielono, a od basenu, morza lub jeziora dzieli mnie tylko kilka kroków. ;)
PS Jak Twoi rodzice reagują na to, że jesz to co jesz, biegasz, ćwiczysz? Nie próbują się wtrącać? Krytykować, wywracać oczami i tym podobne?
Widzę maaaaasę pysznego jedzenia i piękną modelkę.
OdpowiedzUsuń;)
Też mnie właśnie ciekawi jak podchodzą twoi rodzice, otoczenia na twoją kuchnię.;) Sama przyrządzasz sobie posiłki, obiady itd.? czy jadasz z rodziną taki sam posiłek? Poza tym te wszystkie produkty, które masz, nie należą do najtańszych, a tam gdzie mieszkasz chyba ciężko je kupić?;] I jeszcze codziennie masz tyle dobrych rzeczy (np. na śniadanie) u mnie zakupy robi się praktycznie codziennie, ale czasami jadam sam serek, bo nie ma albo owoców, chleba itd.:P Jak dla mnie to duzo pracy w to wkladasz
OdpowiedzUsuńSusie: Na początku trochę próbowali się wtrącać, ale teraz cieszą się, że jem zdrowo i trzymam formę, którą zdobyłam moją ciężką pracą. Chętnie też próbują niektórych moich potraw - głównie dań mięsnych lub pizzy, bo jedyne do czego moja mama podchodzi trochę krytycznie to to, że jem mało mięsa, a oni "bez mięsa się nie najedzą".
OdpowiedzUsuńAnonimowy: Może się wydawać, że pochłania to dużo pracy, ale wcale tak nie jest. Czasami jadam z rodzicami, ale częściej wolę sama coś upichcić. No i mam to szczęście, że moja rodzina wyznaje zasadę, by na jedzeniu nie oszczędzać (może to dlatego kiedyś powoli, nieświadomie dążyłam do nadwagi ;p). W mojej wsi jest sklep, gdzie można kupić produkty ekologiczne, niedaleko jest też młyn i duże miasto z szerokim wyborem produktów, więc z zakupami nie mam problemów.
Podróż męcząca, ale warto dla takich pięknych miejsc i chwil :) Przepiękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńcudowne wakacje, uwielbiam takie smakołyki z podróży:))) ten targ wygląda obłędnie:) z chęcią bym spróbowała takiego syropu mandarynkowego i tych pięknych miodów:)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia. Zazdroszczę smakołyków :)
OdpowiedzUsuńU mnie na szczęście jest gdzie biegać, mam w pobliżu taki długi deptak do pobliskiej wsi. Czasem nawet spotkam jakichś innych biegaczy, nikt się na mnie dziwnie nie gapi ;)
Cudowne wakacje!
OdpowiedzUsuńNajbardziej podoba mi się przywożenie produktów z wyjazdu :) Sama nie mogę się już doczekać, aż wybiorę sobie wakacje. Marzy mi się Turcja!
Zazdroszczę i składam wyrazy uznania, wyglądasz świetnie!
Pozdrawiam:)
Jak to było, kiedy zaczynałaś ćwiczyć? Miałaś jakiś plan? Il teraz ćwiczysz? :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za tyle pytań tutaj, ale nie znalazłam innego kontaktu. ;)